Historia pana Waldemara.

Historia naszego kolejnego pacjenta jest wyjątkowo wzruszająca, polecamy przeczytanie całej wypowiedzi Pani Karoliny, córki Pana Waldemara.

“Wszystko zaczęło się w lipcu, gdy tatę zaczęła boleć głowa. Przyjechałam na urlop z Norwegii, gdy mama powiedziała, że tata gubi słowa, zapomina i nie potrafi powiedzieć pełnego zdania. Byłam nastawiona aby tatę obserwować, miałam podejrzenia że to może być udar lub demencja, nawet przyszło mi do głowy, że to początki Alzhaimera. Zrobiliśmy test, aby tata wymienił 12 zwierząt. Nie był w stanie samodzielnie wymienić ani jednego. Byliśmy przerażeni tym co się dzieje. Następnego dnia zaczęłam uruchamiać wszystkich znajomych dookoła, dodzwoniłam się do Sosnowca. Pani Neurolog wysłała nas do Jastrzębia na SOR z podejrzeniem udaru. Po 45 minutach dowiedzieliśmy się, że tata ma guza mózgu. Po wszystkich badaniach powiedziano nam że guz jest bardzo dobrze zlokalizowany, że nie mamy się czym martwić, że guz nie zagraża życiu. Niestety przez obrzęk, który wystąpił musimy czekać na operację aż do czasu jego ustąpienia. Operację planowano na koniec lipca, jednak po dwóch tygodniach, kazano nam jeszcze tydzień czekać i tatę na oddział przyjęli 6 sierpnia. Po 2 dniach dowiedzieliśmy się że nie będzie on jednak operowany, bo pojawiła się małopłytkowość ale będą robić biopsję. Jak dowiedziałam się w jaki sposób będzie ta biopsja pobierana, że to nie będzie nawiert tylko po prostu będzie otworzona czaszka, zaczęłam szukać konsultacji u innych lekarzy. Wszyscy niestety potwierdzili mi tą biopsje. Powiedzieli wręcz że wiąże się to z paraliżem, niedowładem prawej strony i stuprocentową afazją. Dowiedzieliśmy się później od naszego lekarza prowadzącego że nawet nie chcieli podjąć się biopsji, zdania lekarzy były podzielone, tatę po prostu chcieli zostawić na oddziale paliatywnym i tyle. Tata po biopsji wyglądał tragicznie, wylewy wszędzie, kilka krwiaków w mózgu był bardzo słaby. Wypisali tatę do domu i kazali czekać na histopatologie. Po 2 tyg. kontaktował się z nami nasz doktor prowadzący powiedział, że gdy małopłytkowość wróci do normy to będą operować, ale w momencie kiedy my podpiszemy ryzyko że zgadzamy się na stuprocentową afazję i na niedowład. Uzyskałam w tym czasie telefon do doktora Libionki, który mi powiedział że mam przesłać jak najszybciej wszystkie płyty z MR. Wysłałam to i w przeciągu 5 godzin oddzwonił do mnie wieczorem około 23:00 i powiedział, że się podejmie operacji i  podejrzewa, że nie będzie większych skutków neurologicznych. Dla mnie było to po prostu szok, wszyscy mówili nam, że nie da rady operować bez deficytów, a doktor dał nam nadzieje że się uda. Zgodziliśmy się, założyliśmy zrzutkę, zebraliśmy pieniądze i jesteśmy tutaj. Tata wygląda rewelacyjnie, jest czwartek wieczorem, tata jest 3 dni po operacji. Dzień po operacji o 8:00 rano był rezonans kontrolny, tata sam wstał z łóżka i przeszedł na drugie o własnych siłach. Jak mi go przywieźli o 10:00 to słyszałam, że wrócił mu ton głosu dla mnie to było masakryczne przeżycie. Tata ćwiczy, robi przysiad, wróciły kolory skóry i ucisk mięśniowy. Widziałam to już po pierwszych godzinach, we wtorek jak przyjechał tata, była godzina 11:30, a tata ze mną pił kawę i oglądał seria komediowy z którego się po prostu śmiał w tym momencie kiedy dla mnie to było śmieszne co dwa tygodnie wcześniej nie było możliwe, tak daleko posunięta była afazja.
Przed operacją Doktor Libionka uspokoił mnie, powiedział że operacja będzie tyle trwała ile on będzie tego wymagał i potrzebował. Fantastyczne było też to, że jak czekałam podczas operacji to pielęgniarki przychodziły i informowały, że mam się nie martwić, że wszystko idzie zgodnie z planem. Udało się usunąć całą masę guzową i to jeszcze z marginesem tkanek zdrowych. Cieszę się że trafiliśmy do doktora Libionki, gdyby nie on, to pewnie dalej czekalibyśmy na operację, pogodzeni z jej skutkami neurologicznymi. “